O poranku, po śniadaniu, zaczęliśmy się kręcić przy namiocie szykując się do wyjazdu do mariny. Poprzedniego wieczora podpytywaliśmy trochę na mieście w sprawie dostania się na Kubę i polecono nam zapytać w marinie na Stock Island – to mamy przecież po sąsiedzku – tam zaczniemy…
Szykując motocykl rozmawialiśmy jeszcze z sąsiadką z kempingu – z pochodzenia Niemką. Miło się gawędziło i pewnie trochę się nam jeszcze ta pogawędka przeciągnęła gdyby nie podjechała na rowerze dziewczyna z którą rozmawialiśmy poprzedniego popołudnia. Stała z nami chwile próbując zmienić temat, a kiedy się jej to udało, powiedziała ze poprzedniego wieczora była ze znajomymi w barze w marinie (tuż obok) i opowiedziała o nas, o naszym planie podróży. Dostała informację, że niejaki Kiwi płynie własną łodzią w najbliższy poniedziałek (był wtorek) do Hawany i że może zabrać również motocykl…! Przekazała nam zmiętą kartkę z numerem tel. do kapitana…
Nie wierzyliśmy w to co do nas mówi! Podziękowaliśmy, wyściskaliśmy ją… i Grzegorz poleciał dzwonić do Arka żeby umówił nas na spotkanie z Kiwi’m (no przecież jak zadzwonimy facetowi z polskiego numeru to pewnie nie odbierze…
Arek oddzwonił: potwierdził ze rejs jest zaplanowany na poniedziałek a do Kapitana mamy podjechać po 2 pm.
WOOOOOW – pojawiło się światło w tunelu!! Jest szansa!!! Może się udać!!!
Była może 10 rano, mieliśmy jeszcze trochę czasu, który postanowiliśmy wykorzystać na zwiedzanie Key West.
Zaczęliśmy od domu Ernesta Hemmingway’a:
Mistrz miał słabość do kotów, ale takich dość specyficznych – Polydactyli – 6-cio palczastych, których miał w swoim domu około 40. Koty Hemingwaya stały się spadkobiercami jego domu, który zamieszkują do dziś. Obecnie jest to muzeum, w którym futerkowi mieszkańcy stanowią jedną z głównych atrakcji. Zwierzaki nazywane są imionami sławnych osób z czasów pisarza – jest wśród nich między innymi Pablo Picasso, Charlie Chaplin, a także Sophia Loren…
Później postanowiliśmy się trochę pokręcić po mieście:
…a przed wizytą w marinie coś przekąsić. Wybór padł na foodtrack’a który oferował zestawy kanapkowe z owocami morza:
Nasza kanapka z mięskiem z homara – mniam 🙂 🙂 :)!
Po lunchu przyjechaliśmy do knajpki w której nasza sąsiadka dostała poprzedniego wieczora namiar na kapitana Kiwi’ego.
Jak go znaleźć? Trzeba było zapytać przy barze 😉
Wskazano nam właściwą łódź w której mieliśmy zapytać.
Okazało się później ze chwilowo właściciela nie zastaliśmy w związku z tym postanowiliśmy się pokręcić i popytać czy w grę wchodzą jeszcze jakieś możliwość, ale ilekroć zapytaliśmy o Kubę wszyscy wskazywali nam łódź Kiwi’ego.
Wróciliśmy ponownie na wskazywany żaglowiec i zastaliśmy jego właściciela! W krótkiej rozmowie przedstawiliśmy się i nasz plan spotkał się wstępnie z aprobatą kapitana. Poprosił abyśmy następnego dnia o 8 rano przyjechali motocyklem (którego jeszcze nie widział) celem doprecyzowania szczegółów….
Wracaliśmy do motocykla na lekko wiotkich nogach ale szczęśliwi i nie jeszcze długo niedowierzający ze „to” się może udać!!!
Pojechaliśmy na plaże!
Tak minęło popołudnie…
Pięknie
PolubieniePolubienie
Widzę ,że nasz filcuś pojechał z wami😜
PolubieniePolubienie
Od tego dobrobytu na Florydzie, dodatkowe paluszki mu wyrosły 😜
PolubieniePolubienie