Czując chyba podskórnie podekscytowania związane z przekroczeniem pierwszej granicy na kołach, nowym egzotycznym krajem, a jednocześnie mając w głowach historie, których nasłuchaliśmy wcześniej, wstaliśmy tego poranka skoro świt. Chociaż biorąc pod uwagę naszych moto sąsiadów którzy chyba jeszcze nocą wyjeżdżali z kampingu – spaliśmy chyba za długo.
Zwinęliśmy obóz sprawnie, dalej tankowanie, zbiornik i kanistry po korek (w Meksyku w końcu paliwo droższe), śniadanie i zakupy (poprzedniego wieczora jednak się nie udało) i lecimy na granicę…
Tak się spieszyliśmy że dopiero koło południa podjechaliśmy na przejście… Poszło niemalże błyskawicznie, godzinkę zajeno nam jedynie zorganizowanie dokumentów dla motocykla, ubezpieczenie i kaucja… (kulturalnie, sprawnie, bez problemu).Laredo po stronie meksykańskiej (właściwie Nuevo Laredo) wyglądało nieco inaczej niż po stronie USA. Bardziej zatłoczone, pędzące, ciasne… może kwestia specyfiki przygranicznych miast…
Niebo chmurzyło się zwiastując nadchodzący deszcz.
Wyjechaliśmy czym prędzej na południe, w kierunku Monterrey mając świadomość czekającego nas dystansu do przebycia. Jakież pozytywne było nasze zaskoczenie kiedy opuszczając miasto wskoczyliśmy na autostradę, kolejne kilometry w Meksyku nawijaliśmy na koła z regularną autostradową prędkością.
Około 4:00 pm dotarliśmy do Monterrey – ogromną, ponad 4,5 mln metropolię – stolicę (drugiego pod względem PKB) najbardziej gospodarczo rozwiniętego regionu Meksyku.
Nie planowaliśmy zwiedzać miasta, przejechaliśmy na jego południową stronę w odwiedziny do lokalnego dealera HD przywitać się, pogadać, rozejrzeć w cenach i dostępności ewentualnych części.
Przemiło zostaliśmy zaskoczeni otwartością i gościnnością całej Ekipy Coyote H-D Monterrey. Fajnie się nam gawędziło, dostaliśmy firmowe koszulki, ogarnęli nam chłopaki kwestie noclegowe, na które nie bardzo mieliśmy perspektywy (z kampingiem słabo, hotele – jak to w dużych miastach – ponad nasz budżet). Było przemiło, żal było wyjeżdżać…
Przed zmrokiem dotarliśmy do Santiago – miasteczko pod Monterrey gdzie mieliśmy wskazaną miejscówkę na nocleg. Posada de Colores to bardzo przyjemne miejsce.
Motocykl zaparkowany na wewnętrznym dziedzińcu…
…można było pójść pozwiedzać miasteczko i ……zjeść cos dobrego – lokalnego tu również zaczęła się nasza meksykańska – kulinarna przygoda 🙂
Pozdrawiam i powodzenia.
PolubieniePolubienie
Cha to już taka tradycja? Motorkiem przez kwaterę pod pokoje.😁👍👍
PolubieniePolubienie
Pięknie. Pozdrawiamy.
PolubieniePolubienie
Pieknie!!!
Tak trzymać 👍
Pozdrowka🍺🍺🍺
PolubieniePolubienie
Pieknie!!!
Tak trzymać 👍
Pozdrowka🍺🍺🍺
PolubieniePolubienie
Mam nadzieję że gumowe rękawiczki nie były w użyciu! ;p
PolubieniePolubienie
Piękne zdjęcia , no i kolacyjka jakby bardziej zjadliwa niż amerykańskie śniadanie. Buziaki od nas dla Elci za wspaniałą relację
PolubieniePolubienie
😚😚😚
PolubieniePolubienie
Dlugo was trzepali na granicy?
PolubieniePolubienie
Trzepania nie było, tylko formalności do załatwienia, wiza i zezwolenie na wjazd motocykla. Bez pośpiechu z naszej, jak i urzędników strony, zeszła nam godzinka 😉
PolubieniePolubienie
Rewelka! Ah…
PolubieniePolubione przez 1 osoba