Poranek na kempingu na Stock Island, spakowani, tuż przed wyjazdem do mariny:Zgodnie z umową jesteśmy o 8:00 na miejscu, chwilę później byliśmy gotowi do załadunku motocykla. Kwadrans przed 9 rano zaczęliśmy akcję:
Po kilku minutach mieliśmy „pacjenta” na łodzi – poszło gładko:Teraz pozostało dobrze umocować pasami (po trzy z każdej strony):
I właściwie zabezpieczyć motocykl przed ewentualnym działaniem słonej wody:
Jeszcze tylko tankowanie łodzi i wypływamy w rejs!
Chwilo trwaj!!!
Kind(s) of Blue!
Przepiękny zachód słońca gdzieś na morzu…
Światła Hawany o świcie:
Bosman Frank & Kapitan Kiwi 🙂
Dopływamy! Marina Hemingway’a przed nami.
Na wejściu, w pierwszej kolejności czeka nas odprawa w urzędzie celnym (niebieskie budynki po lewej stronie):
Sama procedura celna wyglądała następująco: pierwsze oczywiście dokumenty, następnie kolejno pani od spraw medyczno-higienicznych, zrobiła wywiad z każdym z nas, zmierzyła nam temperaturę, sprawdziła apteczki. Później na łódź zeszli technicy z psami (najpierw jeden, potem drugi). Podobno jeden pies był odpowiedzialny za odnajdowanie narkotyków, a drugi za pieniądze. Żaden z psiaków nie był specjalnie szczęśliwy z przebywania na łodzi, skupione były głownie na ucieczce. Ostatnią była już właściwa kontrola celników (naszym zdaniem dość szczegółowa, ale nie szczególnie uciążliwa). Na koniec poproszono każdego z osobna do biura, opieczętowano nasze wizy i zrobiono nam zdjęcia.
Flaga odwiedzanego państwa jest swego rodzaju niepisanym obowiązkiem – to element żeglarskiej etykiety, wyrazem szacunku.Po kontroli celników mogliśmy wpłynąć do portu i zacumować łódź przy ustalonym doku.
…i zdjąć, a właściwie zjechać motocyklem z łodzi:
Pozostała jeszcze kwestia dokumentów celnych dla Harleya – wróciłem tym razem już na kołach do biura celników – załatwić formalności. Po około pół godziny i uiszczeniu opłaty mogliśmy wyjechać z mariny na policję (taki nasz odpowiednik Wydziału Komunikacji i Transportu), aby załatwiać kolejne formalności związane z uzyskaniem tymczasowej tablicy rejestracyjnej do poruszania się po wyspie własnym pojazdem – cóż co kraj to obyczaj.
Pojechaliśmy od razu, po drodze wymieniliśmy euro na CUCe. Na miejscu okazało się, że tego dnia już niestety nic nie załatwimy (była około 13:30). Musimy wrócić nazajutrz przed 8:00 rano…
Wróciliśmy zatem do Mariny Hemingway’a.
…na pierwsze mohito
…i pierwsze kubańskie cygaro!
Wieczorem pojechaliśmy na urodzinową kolację Kiwi’ego!

Widza żeś się skusił na Kubański tytoń! 😉
PolubieniePolubienie
jesteśmy pod absolutnym wrażeniem . Pytanie- węższych deseczek nie dawali? Coś cudnego . Mam wrażenie że Wy i nasi znajomi byliście w dwóch różnych miejscach. Pozdrawiamy M.W Kupiec
PolubieniePolubienie
Słuchałem audycji w Radio 357 i zajrzałem na Waszą stronę.Fantastyczne przygody i niewiarygodne sytuacje.Podziwiam Was i życzę wszystkiego najlepszego.Robert Cywiński ze Szczecina.
PolubieniePolubienie
Fantastycznie 😀
PolubieniePolubienie
Ciągle brak wieści… Czekam z niepokojem..
PolubieniePolubienie
Czekamy 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Są takie miejsca w Havanie gdzie krawężniki wyłożone są gąbką i aksamitem. I nie po to żeby sobie w pijackim zwidzie, ciągnąc Kubankę gęby nie rozwalić, tylko usiąść i „złapać zasięg”. 😎
PolubieniePolubione przez 1 osoba