Tego dnia naszym celem podróży była malownicza droga nr 67c po szczytach gór – potocznie nazywana Transalpina. Liczy 148,2 km długości i jest najwyżej położoną drogą kołową Rumunii, bowiem na przełęczy Urdele osiąga wysokość 2145 m n.p.m.. Nasz plan nie był tak oczywisty do realizowania, bo jak się okazało droga była w remoncie i oficjalnie nie była otwarta. Postanowiliśmy jednak zaryzykować i przejechać chociaż jej fragment, oczywiście ten najbardziej widokowy. Na drogę 67c zaplanowaliśmy wjechać mniej więcej w połowie, na wysokości Obârşia Lotrului.
Wyjeżdżając z Hunedoara trafiliśmy jeszcze na kilka zamków, tym razem cygańskich, o dość kontrowersyjnej urodzie.



Krótka przerwa na śniadanie, a potem drogą nr 7a, która na co dzień służy chyba głównie do zwożenia drzewa, dojechaliśmy do trasy Transalpina. Zgodnie z oznakowaniem na rozjeździe, rzeczywiście droga była zamknięta.










Na miejscu dowiedzieliśmy się od innych motocyklistów, że jest ona przejezdna, nawierzchnia świeżo po remoncie, brakuje jedynie barier ochronnych i oznakowania. Początek sezonu i fakt, że droga oficjalnie była zamknięta, spowodował, że przejazd nią był wyjątkowo przyjemny.
My, szczyty gór i prawie nikogo dookoła. Rzadkie uczucie na tak uczęszczanych szlakach.











Nocleg zaplanowaliśmy w Curtea de Argeş. Aby tam dojechać, mieliśmy do pokonania jeszcze ponad 100 km przez rumuńskie wsie. Po drodze napotykaliśmy widoki z naszego dzieciństwa, o które coraz ciężej obecnie w Polsce.



Na obiado-kolację typowo rumuńskie danie o nazwie, która w dzieciństwie skutecznie zniechęcała do jedzenia: mamałyga -Mămăligă. My jedliśmy ją w wersji z wędzonym boczkiem, serem i jajkiem sadzonym (Mămăligă cu brânză şi ou) …i nam smakowała (fot. lewy dolny róg).
